piątek, 1 sierpnia 2014

Sekret pomnika smoka wawelskiego

Darmowy licznik odwiedzin

Kilka wiadomości
o pomniku  smoka wawelskiego

Historia smoka wawelskiego kryje w sobie pewien sekret. Jest to tajemnica, która może wielu pobudzić do refleksji. Sprawa dotyczy pomnika smoka wawelskiego, który znajduje się na bulwarze Czerwieńskim koło Smoczej Jamy pod Wawelem. Wszystkim jest ta rzeźba znana, ale warto przypomnieć, że stworzona z brązu stoi na głazie, a pochodzi z 1969 roku i jest dziełem znanego krakowskiego artysty rzeźbiarza Bronisława Chromego (ur. 1925 r.)[1]. Rzeźbę pierwotnie przeznaczono do ustawienia w Wiśle, lecz później zmieniono zdanie. Stanęła ona koło Smoczej Jamy i znajduje się tam od 1972 roku[2].
 

Pomnik smoka wawelskiego, fot. M. Sikorski
 

Gdy przyjrzymy się sylwetce potwora, zauważymy, że stoi na dwóch nogach, wspiera na ogonie, z tułowia wystaje mu siedem odnóży, a jednym z nich jest szyja, na której wspiera się głowa z przerażającym pyskiem, z którego, niekiedy lub na zamówienie, bucha prawdziwy ogień, ku radości dzieci i zadowoleniu turystów. Ten ognisty składnik rzeźby jest atrakcją turystyczną, chociaż nigdzie nie jest napisane, że podwawelski potwór był smokiem ognistym. To według znawców tej materii osobny typ potwora. Gdyby ten smok w wersji historycznej ział ogniem, mógłby tolerancyjnie potraktować ognistą pułapkę, którą wymyślił szewc Skub przy poparciu Kraka. Wtedy nie musiałby pić wody i od jej nadmiaru pęknąć. A ogniste smoki nie miały nic z wodą wspólnego, bo żyły w przestworzach.




Smocza Jama, fot. M. Sikorski
 
 Nie w tym tkwi jednak sekret rzeźby. Jeśli dokładnie się jej przyjrzymy, to zauważymy, że ten potwór ma na każdym z siedmiu odnóży otwartą paszczę z oczami. Ten szczegół skłania do zastanowienia się, czy ta rzeźba rzeczywiście przedstawia smoka. Co prawda nie ma żadnego opisu, jak tenże potwór kiedyś wyglądał, oprócz dawnych ilustracji, jak np. z Cosmographie Sebastiana Münstera lub z Kroniki Marcina Bielskiego, ale one sugerują zwykły i typowy wygląd smoka. Dzieła sztuki, a przede wszystkim te o publicznym przeznaczeniu, jak pomniki, mają w wielu przypadkach język formy, który wywodzi się z tradycji, a nawet ma ścisłe ikonograficzne pochodzenie. Dobra sztuka nie uznaje przypadku, bo to należy do świata chaosu, a sztuka, nawet ta najnowocześniejsza, jest wyrazem określonego celu, a nie przypadku.

Kluczem do rozwiązania zagadki jest cyfra siedem, bo siedem odnóży ma tenże potwór. Owa cyfra jest symbolem grzechu, siedmiu grzechów głównych, ale też typowym składnikiem w przedstawieniach bestii apokaliptycznej – potwora o siedmiu głowach. Przede wszystkim siedem głów na siedmiu szyjach miała hydra – mitologiczny potwór pokonany przez Herkulesa. Hydrę w sztuce przedstawiano jako symbol zła, według ikonograficznego znaczenia ma to być atrybut zawiści lub grzechu. Cesare Ripa, autor słynnej w czasach nowożytnych Iconologii podaje przykład przedstawiania grzechu jako karła obejmującego siedmiogłową hydrę[3]. W istnienie hydry wierzono i uznawano ją za gatunek zwierzęcia żyjącego w wodzie, ale hydra to nie smok. Smok wawelski nie żył w wodzie, lecz w skalnej jamie, i nie miał siedmiu głów. Jednak podkreślić należy, że sztuka ma swoją logikę i tego przedstawienia wawelskiego potwora nie można traktować jako przypadek. Przypadków raczej nie ma, wszystko ma swój sens, zatem i to przedstawienie.

Oczywiście prawdę zna autor, ale skoro ta rzeźba od początku była przeznaczona na pomnik o publicznym charakterze, to liczyć się należy z każdą refleksją, nawet tą krytyczną. Może twórcy zależało  na prowokacyjnym przedstawieniu smoka wawelskiego lub chciał go ukazać w alegoryczny sposób. W nawiązaniu do symboliki grzechu lub jako znak apokaliptycznej przestrogi. Prawdę zna autor, a reszta pozostanie tylko w sferze refleksji nad ikonografią smoka.
 

Pomnik Kraka walczącego ze smokiem wawelskim, fot. M. Sikorski
 
W Krakowie spotykamy też inny pomnik związany legendą o smoku wawelskim (pomnik znajduje się na Starym Mieście przy ul. Siennej 16, na dziedzińcu Archiwum Państwowego). Przedstawia on Kraka zabijającego smoka wawelskiego. Jest to kamienna rzeźba o modernistycznych cechach stylowych, autorstwa Franciszka Kalfasa, pochodzi z 1925 roku. Mamy tu do czynienia z niezgodną ze źródłami historycznymi wersją tej legendy. Widzimy tu, jak władca zabija smoka mieczem – to przykład przeważania siły mitu nad myśleniem historycznym, które zapewne zainspirował Józef Ignacy Kraszewski, autor jednego z najpoczytniejszych dzieł polskiej literatury, a mianowicie Starej baśni. W tej powieści historycznej czytamy : W smoku palą się wnętrzności, trzewa ogień mu wyżera. I z jamy głowę wywleka, leci do Wisły i żłopie. Żłopie, aż się nadął cały i, rycząc, rozpukł, i zdycha. Wtem Krak z mieczem idzie z grodu, łeb żmii strasznej ucina, na żerdź go wtyka wysoko. Patrzaj, mój narodzie miły, że się twe męki skończyły[4].

Wiara w historyczność postaci Kraka i jego rzekomej walki ze smokiem była przed stuleciami bardzo silna w mentalności społeczeństwa Krakowa. Poświadcza to pewna tablica na murach Wawelu. Jest to kamienny pomnik w postaci płyty z wykutą na nim inskrypcją :

KAKUS XSIĄŻE POLSKI
PANOWAŁ MIĘDZY 730 – 750 R.
(METRKI KORONNE, FASC. 2,PAG. 40)
W TEM MIEJSCU JEST JAMA
W KTÓREJ ZABIWSZY DZIKIEGO SMOKA
OSIADŁ NA  WAWELU I FUNDOWAŁ
MIASTO KRAKÓW

Dzieło to pochodzi z fundacji księcia Stanisława Jabłonowskiego i zostało wykonane około 1860 roku.





Kamienna tablica upamiętniająca Kraka i smoka wawelskiego, fot. M. Sikorski
 

Owa tablica odgrywała ważną rolę, gdyż przypominała w czasach zaborów o  historii chwalebnego czynu dziejach narodu jakim miało być pokonanie smoka – uosobienia zła zniewolenia[5].

 
 
Na temat autora zob. stronę internetową:
www.marek-sikorski-autor.blog.pl
















[1] Encyklopedia Krakowa, red. Antoni Henryk Stachowski, Warszawa – Kraków 2000, s. 112.
[2] Ibidem, s. 906.
[3] L. Impelluso, Natura i jej symbole, Warszawa 2006, s. 362.

[4] J. I. Kraszewski, Stara baśń, Warszawa, 1998, s. 55.

[5] Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii, Wydawnictwo Sativa Studio 2012, s. 11.