czwartek, 18 grudnia 2014

"Smok podwawelski" obraz Witolda Pruszkowskiego. Sekrety i mity

Darmowy licznik odwiedzin

 
Smok wawelski, bez względu na sposób przedstawiania jego bajecznej historii, był zawsze symbolem zła, w tym krzywdy, a nawet zniewolenia[1].
Swego czasu urósł on do rangi symbolu uśmiercenia ojczyzny – największej narodowej tragedii dokonanej przez zaborcze monarchie. Idea ta została wyrażona w pewnym, kiedyś bardzo znanym w kraju obrazie olejnym – dziele Witolda Pruszkowskiego Smok podwawelski[2]. Witold Pruszkowski (1846-1896) to smutna postać, człowiek zniszczony przez tragiczne koleje losu, ofiara cierpienia spowodowanego śmiertelną chorobą[3]. Człowiek utalentowany, twórca wielu obrazów o tematyce narodowej i historycznej w duchu romantycznego symbolizmu[4]. Swoją twórczość inspirował poezją Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, a także polską kulturą ludową oraz narodową historią, także tą najbardziej aktualną, jak tragedia powstania styczniowego. Należał on, obok Jana Matejki i Jacka Malczewskiego, do najbardziej znanych krakowskich malarzy, chociaż żył i tworzył w Mnikowie, swojej podkrakowskiej posiadłości.


"Smok podwawelski", Witold Pruszkowski, Muz. Nar. we Wrocławiu,
rep. z książki : Marek Sikorski ,"Smok wawelski...",
zgoda właściciela obrazu, umowa z 2012 r.
W roku 1884 namalował Pruszkowski obraz olejny na płótnie przedstawiający smoka podwawelskiego. Dzieło to powstało w czasach austriackiego zaboru, gdy Wawel służył za koszary zaborczych wojsk, gdy władze miasta w 1880 roku podarowały zamek cesarzowi Franciszkowi Józefowi I, rzekomo z powodu uniknięcia dewastacji (jakoby to zaborcom bardziej miało zależeć na ochronie polskich dóbr kultury niż samym mieszkańcom Krakowa – swoista ironia losu). Fakt ten zapewne zainspirował namalowanie sceny przedstawiającej smoka wawelskiego szykującego się do pożarcia słowiańskiej dziewicy. Dzieło to wbrew pozorom kryje wiele sekretnych treści, które można na nowo odkrywać. Najbardziej znamiennym sekretem jest aluzja do herbu Habsburgów, który w ukryty sposób artysta przedstawił na łbie smoka w postaci zarysu, ale widocznego. Wiemy, że Pruszkowski świadomie uczynił ową antyhabsburską aluzję. W jednym z jego listów czytamy: Posyłam ci świeżo ukończone świństwo […] pokaż go narodowi, gdzie zechcesz, niech pada na twarz i głupieje[5]. Owo świństwo to smok, a padanie na kolana i głupienie to nic innego jak podziwianie potwora z namalowanym na nim herbem zaborczej monarchii. W okresie zaborów rozwinęła się w historiografii opinia, jakoby to smok wawelski symbolizował niszczące naszych przodków obce plemiona. To tylko część tej interpretacji, obraz bowiem kryje w sobie też inne głębokie treści natury nie tylko politycznej, ale nawet religijnej. Jeżeli dokładniej przyjrzymy się temu dziełu, zauważymy, że autor wykorzystał bogatą symbolikę sztuki sakralnej związanej ze śmiercią i wiarą w zmartwychwstanie. Przedstawiona na obrazie dziewica ze związanymi rękoma to nic innego jak uosobienie Polski, dla której zobrazowania wykorzystano ludowe motywy, jak chłopski ubiór niewiasty połączony z typową religijną symboliką. Zatem ów smok, jako potworny austriacki zaborca, zamierza pożreć omdlałą z bólu i rozpaczy Polskę, skazaną na śmierć przez wyrok historii. Tak do końca nie jest to śmierć Polski, lecz zapowiedź jej zmartwychwstania. Wskazują na to przedstawione w kilku miejscach typowe symbole sztuki sepulkralnej wyrażające śmierć i wiarę w zmartwychwstanie. Widzimy całun, na którym spoczywa owa dziewica, a wizerunek całunu to nic innego jak motyw chrystologiczny – najbardziej związany z ideą zmartwychwstania. Uzupełnieniem są przedstawienia liści palmowych – symboli chwały i męczeństwa – typowy motyw religijny. Oprócz tego dziewicę otaczają kwiaty, których barwy są powiązane z symboliką pogrzebową. Po przeciwnej stronie widzimy wielkanocny wieniec – symbol chwały i zmartwychwstania, a towarzyszy temu, jak wyraźnie widać, tląca się jeszcze lampka oliwna – również symbol życia, które, mimo że umrze, zmartwychwstanie. Dla podkreślenia idei biegu historii, mówiącej o tym, że wszystko, co się dzieje, przemija, pokazują się na dole obrazu rozrzucone kości – znany wszystkim symbol marności świata, ale też znak wiary w zmartwychwstanie, bowiem ze szczątków powstanie na nowo życie. To niby spekulacja typowa dla rozważań historyka sztuki, ale przecież język artystyczny jest nieprzypadkowy dla dzieł sztuki, przynajmniej dla tych powstałych w czasach, kiedy tradycja i symbolika ikonograficzna były bardziej zrozumiałe, znane i wykorzystywane. Zatem ów obraz Witolda Pruszkowskiego, zawierający wiele symboli języka sztuki sakralnej, jest alegorią pożeranej przez zaborcę Polski, która zgodnie z podstawami wiary zmartwychwstanie. Wbrew pozorom musiał to być obraz wielce pozytywny, mimo na nim przedstawionego, jak sam autor napisał, świństwa – potwornego smoka z herbem zaborcy na łbie[6].
 
napisał Marek Sikorski
 


[1] Jednym z wyjątków  pozytywnie przedstawiających smoka wawelskiego jest seria powieści dla dzieci Stanisława Pagaczewskiego, m.in. Porwanie Baltazara Gąbki.
[2] Obraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu, (sygnatura na obrazie: Witold Pruszkowski w Mnikowie dn. 8 lipca 1884), płótno o rozm. 116 cm x 81,5 cm. Zob. też Najstarsze legendy Krakowa, [w:] Legendy i tajemnice Krakowa. Katalog wystawy, Kraków 2005, s. 70.
[3] M.Sołtysiak, Piękni szaleńcy, czyli sztuka skandalem podszyta, Warszawa 2006, s. 67 – 80.
[4] Na temat twórczości W. Pruszkowskiego zob. D. Suchocka, Witold Pruszkowski- główne wątki twórczości, [w:] Witold Pruszkowski. Katalog wystawy monograficznej, Poznań 1992, s. 17 – 32 oraz J. Malinowski, Witold Pruszkowski – symbolista, [w:] Witold Pruszkowski. Katalog wystawy monograficznej, Poznań 1992, s. 7 -14.
[5] Fragment listu został zaczerpnięty z katalogu wystawy, na której zaprezentowano obraz Smok Podwawelski Witolda Pruszkowskiego, zob. Smoki. Mity, symbole, motywy. Katalog wystawy, Kraków 1997, s. 11.
[6] M. Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii, Wyd. Sativa Studio 2012, s. 85-87.

wtorek, 16 grudnia 2014

SMOK WAWELSKI nie był jedynym krakowskim potworem





Jednym ze źródeł wiedzy o potworach i smokach było średniowieczne kronikarstwo. Przykładem są Roczniki, czyli kroniki słynnego królestwa napisane przez słynnego historyka, kanonika Jana Długosza w XV wieku. Obok różnych zdarzeń historycznych jest mowa w tym dziele o znanym wszystkim smoku wawelskim, ale też i różnych dziwnych zjawiskach. Czytamy tam również o potworze wyłowionym w 1278 roku z jeziora koło Krakowa:

„W diecezji krakowskiej pewne jezioro rozciągające się na znacznej przestrzeni wzdłuż i wszerz miało złą sławę z powodu niepokojenia przez złe duchy wstrzymujące ludzi różnymi strachami i przeszkodami od łowienia ryb i użytkowania go. Kiedy więc w tym roku nadeszła surowsza niż zwykle zima, mieszkający w bliskim sąsiedztwie ludzie, pragnąc spróbować połowu w wymienionym jeziorze, wyjeżdżają na nie z pięcioma krzyżami, relikwiami świętych i chorągwiami. I gdy za pierwszym razem po zapuszczeniu sieci z wielkim wysiłkiem i trudem wyciągają jakby obciążony niewód, chwytają jedynie trzy małe rybki. Kiedy przy drugim zanurzeniu się kręciła się dokoła, na próżno się trudzili. Przy trzecim zaś zapuszczeniu sieci, które wyciągających kosztowało najwięcej trudu, okazało się, że schwytano i wyciągnięto strasznego potwora, którego oczy były czerwone, ogniste i płonące żarem, a kark kończył się kozią głową. Wszystkich zebranych ogarnęło na jego widok takie przerażenie, że zostawili krzyże i chorągwie i bladzi, i drżący rozbiegli się, gdzie popadło. U niektórych z nich wystąpiły chorobliwe wrzody. A potwór napędziwszy ludziom strachu, skoczył do wody pod lód i jakby na skrzydłach latając i miotając się po całej przestrzeni jeziora, wywoływał straszliwy szum i łoskot” (cytat zaczerpnięty został z : Jan Długosz, Roczniki czyli Kroniki Sławnego Królestwa polskiego,Księgi VII i VIII, bez r.w., s. 253-254, przekład na język polski Julia Mrukówna, edycja komputerowa oraz zob. Jana Długosza dziejów polskich ksiąg dwanaście, t. 2, ks. 7, Kraków 1868, s. 434).
 
     Jana Długosza dziejów polskich ksiąg dwanaście, t. 2, ks. 7, Kraków 1868, s. 434.
 

Zatem istniał nie tylko smok wawelski. Sprawa tego potwora z 1278 roku musiała być w średniowieczu głośna, skoro Jan Długosz około 170 lub 190 lat później po tym rzekomym zdarzeniu o tym napisał. Być może miał on do czynienia z jakimiś mam bliżej nieznanymi dokumentami i relacjami na ten temat. Trudno jest w tym przypadku posądzać Jana Długosza wyłącznie o fantazję.

Polecam książkę:
Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii,
Wyd. Sativa Studio 2012
 
 

 

Jan Długosz i smok wawelski




Czy Jan Długosz pisał o smoku wawelskim, czy o jakimś potworze podwawelskim? Czy mamy tu do czynienia z pomyłką tłumaczy? Oto jeden z problemów wawelskiej smoczej materii!
 
Portret Jana Długosza, ilustracja na podstawie znaczka pocztowego z 1964 r.,
wg proj. S.Małeckiego i E.Koneckiego
Nasz wspaniały historyk Jan Długosz w słynnym dziele Roczniki, czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, powstałym ok. połowy XV wieku miał pewien dylemat z wawelską historią bohaterskiego czynu Kraka. Otóż gdy dosłownie przyjrzymy się oryginalnemu tekstowi łacińskiemu, a nie jego tłumaczeniom, zauważymy, że Długosz miał trudności w określeniu potwora, nie pisał bezpośrednio o smoku! Pisał o potworze, który mógł przypominać smoka lub olophaga. To szokujące, bo podważa dotychczasową interpretację, ale jest oczywiste – co innego podaje tekst oryginalny, a co innego jego różne – dawne i współczesne – tłumaczenia. Wszystkie tłumaczenia historii wawelskiej miały charakter intencjonalny, a nie literalny. Kronikę napisano po łacinie i najważniejszy jest oryginał. W jego wydaniu z 1615 roku Historia Polonica Joannis Długossi seu Longionijest napisane: Occidente bellua et immani monstro, quoda quibusdam scriptoribus Olophagus intitulatur[1], to znaczy: po pokonaniu dzikiego zwierza i olbrzymiego potwora, który przez niektórych pisarzy olophagiem jest nazwany, czyli nic o smoku, a jak widać wymieniono olophaga. W innym miejscu Długosz napisał, że potwór miał wygląd smoka lub olophaga, ale logicznie biorąc, to porównanie nie jest identyfikacją i z tekstu wynika, że był to potwór mający określoną postać, ale nie podano jednoznacznie jaki to był wygląd, a przede wszystkim nie napisano, że był to wyłącznie smok: Bellua einim insolitae magnitudinis Draconis aut Olophagi spiciem habend[2], to znaczy: potwór mający wygląd wielkiego smoka lub olophaga. Tu Długosz rozróżnia między smokiem a olophagiem , a tą bestię nazywa potworem. Logicznie sprawę traktując należy podkreślić jeszcze raz, że porównanie czegokolwiek nie musi oznaczać identyczności przedmiotów – stąd wielki problem w tłumaczeniu tego łacińskiego tekstu i w przekazaniu intencji autora.

Tablica fundacyjna z 1480 roku, Dom Jana Długosza w Krakowie, fot. M.Sikorski
Te dwa fragmenty z oryginału Długosza tłumaczono na kilka sposobów, ale zawsze miały one intencjonalny charakter, a nie literalny.Tłumaczenia dawne i współczesne podają inną wersję, sugerującą jakoby był to smok lub zamiennie traktują smoka i potwora olophaga.
We wspólczesnym tłumaczeniu czytamy : Po zabiciu potwora i okropnego zwierza, który u pewnych pisarzy występuje pod mianem smoka a także inny fragment: …w pieczarze zamieszkiwał potwór, mający wygląd smoka lub gada [3]Tłumaczenie z 1867 roku podaje: potwór niesłychanej wielkości mający postać smoka albo węża zadławcy (olophagus) obrał sobie legowisko a także inny fragment : po zgładzeniu tej strasznej potwory nazwanej u niektórych pisarzy smokiem (olophagus)[4].Tłumaczenie z 1841 roku : Potwór bowiem niesłychanej wielkości, węża czyli smoka (Olophagi, całożercy) postać mającyoraz następny fragment: Gdy potwór, a nieogłaskany dziwotwór, co niektórzy pisarze zowią smokiem (Olphagus) zginął[5].




Dom Jana Długosza w Krakowie, fot. M.Sikorski
Żadne inne źródła historyczne nie mówią, że olophag i smok to samo, a wskazywanie na podobieństwo, co uczynił Jan Długosz, nie dowodzi ich identyczności. Logocznie rzecz biorąc to podobieństwo nie oznacza identyczności. To jest pewien paradoks smoczej historii, bowiem na początku był olophag (całożerca) – jako belua(straszne dzikie zwierzę) i monstrum(potwór), a później, bo dopiero od połowy XVI wieku, pojawił się nasz ulubiony smok wawelski.
opracowano na podstawie ksiązki:

Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii, Wyd. Sativa Studio 2012, s. 67-74.

Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii,
Wyd. Sativa Studio 2012



[1] Historia Polonica Joannis Długossi seu..., in tres tomos, Dobromili 1615, s. 51.
[2] Ibidem, s.50.
[3] Jana Długosza Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego,Ksiega pierwsza, Warszawa 1962, s. 188 – 189.
[4] Jana Długosza kanonika krakowskiego dziejow polskich ksiąg dwanaście, przekład Karola Mecherzyńskiego, tom 1, Kraków 1867, s. 54- 55.
[5] Jana Długosza dzieje Polski . Przełożone na język polski przez Bornemana Gustawa, tom 1, Leszno-Gniezno 1841, s. 137.

 

niedziela, 7 grudnia 2014

Mistrz Wincenty Kadłubek i sprawa rzekomego smoka wawelskiego


Darmowy licznik odwiedzin





Nie każdy potwór musiał być smokiem. Powszechnie mówi się, że od najdawniejszych czasów wawelska historia z księciem Krakiem dotyczyła smoka. Jednak Wincenty Kadłubek, twórca przekazanego w wersji pisemnej podania o tym zdarzeniu, nic nie pisał o smoku, a owa smocza tradycja powstała kilka wieków później.


Mistrz Wincenty  Kadłubek,
wyimaginowany portret,  II poł. XIX w.

Wincenty Kadłubek, biskup krakowski, późniejszy zakonnik cysterski, napisał na przełomie XII i XIII wieku słynną Kronikę polską (Chronica Polonorum). Dzieło to zawiera wiele motywów na granicy fantazji i rzeczywistości. Wśród nich jest pewien zapis mówiący o historii Grakcha (postać ta później otrzymała miano Kraka lub Krakusa), który przy udziale swoich dwóch synów pokonał w podstępny sposób podwawelską bestię. Tak jest napisane w kronice kadłubka:Był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą. Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli, niby jakichś ofiar, to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich[1].
Władca Grakch nie mógł znieść tego potwora i postanowił go zgładzić, ale to zadanie zlecił dwóm swoim synom. Ci wpadli na pomysł, aby podstępnie otruć bestię, dając jej do zjedzenia płonącą siarkę zapakowaną w skórę bydlęcia. Potwór nic nie przeczuwał, zjadł i udusił się od buchających we wnętrznościach płomieni.






A jak głosi dalej to podanie, zleciały się na ścierwo potwora kruki i od ich krakania wywodzi się, według Kroniki polskiej, nazwa Kraków.

Kadłubek nic nie wspominał o jakimkolwiek smoku, lecz o potworze całożercy. W oryginalnym tekście, w wydaniu Kroniki polskiej z 1612 roku
[2] czytamy: Erat enim In cuisdam scopuli antractibus monstrum atrocita is immasissimae, quod quidam olophagum dicit putant.




Historia Polonica Wincentego Kadłubka,
wydanie z 1612 roku


To słowo, podane w bierniku jako olophagum (mianownik brzmiałby olophagus lub olophag, chociaż to jest sztucznym tworem językowym wtrąconym do łacińskiego tekstu). Jest połączeniem dwóch słów greckiego pochodzenia, które dają się przetłumaczyć jako pożerający w całości, czyli całożerca[3]. Olophagus nie istnieje jednakże jako samodzielne słowo w języku greckim i z tego powodu daje to nam do myślenia. Kadłubek użył tego słowa tylko w odniesieniu do podwawelskiego potwora i nigdzie indziej, aczkolwiek słowo smok (łac. draco) było mu znane[4]. W swojej Kronice użył słowa draco aż dwa razy: w odniesieniu do Bolesława Krzywoustego oraz cesarza Fryderyka Barbarossy.
Specjalnie użyte słowo olophagus miało mieć nieprzypadkowe znaczenie.Można posądzać Kadłubka o literacką ekspresję, ale też o użycie tego jemu znanego słowa w celu nazwania potwora inaczej. Taki stan rzeczy zapewne sugeruje, że był to potwór niekoniecznie smoczego pochodzenia, inaczej Kadłubek napisałby po prostu draco – smok.
[1]
Wincenty Kadłubek, Kronika polska, przeł. i oprac. Brygida Kürbis, Wrocław 2003, s. 13.
 
[2]
Historia Polonica, Vincenti Kadłubkonis episcope cracoviensis, Dobromili 1612, s. 33-34.
[3]
M. Plezia, Legenda o smoku wawelskim, „Rocznik Krakowski”, 42, 1971, s. 22. B. Kürbis, Holophagus.O smoku wawelskim i innych smokach, [w:] Ars historia. Prace z dziejów powszechnych i Polski, Poznań 1976, s. 174.
[4]B. Kürbis, Holophagus…, op.cit., s. 171.
 
Opracowano na podstawie książki:
Marek Sikorski, Smok wawelski w kregu mitu i historii, Wyd. Sativa Studio 2012, s. 57-65.
 
Marek Sikorski,
Smok wawelski w kręgu mitu i historii,
Wyd. Sativa Studio 2012.


piątek, 5 grudnia 2014

Z rozważań nad kościami smoka wawelskiego


Darmowy licznik odwiedzin

Książki Marka Sikorskiego o smokach
 
 
Pokonanie smoka to czyn wielce chwalebny, bohaterski i ważny dla potomnych. Zabiciu smoka, jak dowiadujemy się z różnych mitologicznych czy hagiograficznych historii, towarzyszyły uroczystości, zakładanie miast, fundowanie świątyń oraz wystawianie smoczego trofeum. Gdy św. Jerzy pokonał smoka, od razu ufundowano kościół ku upamiętnieniu zwycięstwa i chwale bożej.

A historia smoczego triumfu św. Jerzego była znana na Wawelu, bo pod tym wezwaniem powstała jedna z pierwszych wawelskich świątyń.

Katedra na Wawelu, fot. M.Sikorski
Ze smokiem wawelskim związany jest też motyw triumfu, a przypominają o tym  wiszące na ścianie katedry wawelskiej, tuż przy wejściu, olbrzymie kości. Przed stuleciami uważano je za autentyczne resztki po smoku wawelskim[1]. Nikt nie sprzeciwiał się, że wiszą one w tak zaszczytnym miejscu, a znajdują się tam od stuleci. Ich wielowiekowe istnienie na ścianie katedry potwierdza list, który napisał krakowski uczony i podróżnik Marcin Fox do wielce uczonego Ulissesa Aldrovandiego – światowej sławy znawcy smoków: Widzimy inne o wiele większe, wśród nich te, które wiszą w świątyniach zamku krakowskiego na łańcuchach[2].

Kilkadziesiąt lat temu oceniono te kości pod względem naukowym i bez wątpliwości uznano je za prehistoryczne pozostałości wieloryba, nosorożca i mamuta[3]. Nie mniej w tradycji historycznej uchodziły owe kości też za resztki po gigantycznych zwierzętach, a do takich przecież należy smoki! Przyrodnik i jezuita Gabriel Rzączyński w dziele Auctuarium Historiae Naturalis Regni Poloniae, wydanym w1745 roku,  pisał o tym jako o resztkach po gigantach, czyli wielkich zwierzętach: quod  Gigantis costa esse vulgo putatur[4].

Zadziwiający jest fakt, że umieszczono te kości w tak zaszczytnym miejscu, jak królewski dom modlitwy i nabożeństw, jakim była przecież katedra wawelska. Być może mamy tu do czynienia z ideą miejsca trofealnego, ze znakiem i przedmiotem upamiętniającym zwycięstwo nad smokiem. Jest to współistnienie dwóch równoległych wartości: świątyni, jako miejsca, w którym mocą sakramentu pokonuje się zło, oraz kości uważanych za resztki po smoku, którego w religii utożsamia się ze złem, ale pokonanym. To jakby współistnienie dwóch światów. Pierwszy to świat zła pokonanego przez sakrament mszy świętej, bo taką funkcję spełnia wawelska katedra, a drugi to świat zła pokonanego przez zwycięski czyn władcy polskiego, w rozumieniu dawnej historiografii. W to bowiem wierzono w zamierzchłych czasach. Smoka, czyli zło, pokonał jeden z pierwszych władców polskich, chociaż jeszcze nie chrześcijański, ale temu bliski, bo pokonał zło.



Rzekome kości smoka wawelskiego, fot. M.Sikorski
Nie jest to przypadek, że przed stuleciami powieszono te kości w tak zaszczytnym miejscu. Stały się one bowiem na mocy swojej historii jakby relikwiami – pamiątkami zwycięstwa nad smokiem, potworem lub czymś jeszcze gorszym, ucieleśniającym wszelkie zło, smok wawelski bowiem czynił zło. Obecnie owe kości mają przypominać o smoczej legendzie. Przed stuleciami, w czasach kiedy każdy czyn i myśl religijna były kontrolowane (np. przez instytucje inkwizycji), niedopuszczalnym byłoby traktowanie tych kości jako substytutu legendy, tym bardziej w tak religijnym miejscu jak katedra wawelska.

Kościół albo uznawał coś za zgodne z doktryną, albo odrzucał jako z nią sprzeczne i nie było kompromisu, tak jak nie ma kompromisu między prawdą a fałszem, dobrem a złem oraz Bogiem a szatanem. Zatem nie można mówić o przypadkowym zawieszeniu tych kości na ścianie katedry, lecz o celowej i to poważnie potraktowanej sprawie. Przecież to miejsce, którędy przechodzili królowie polscy, dostojnicy kościelni, wielcy teologowie, a także inkwizytorzy, którzy przecież przebywali w Krakowie. Nikt nie pozwoliłby na pogański czyn powieszenia kości, które nie były świętymi relikwiami, w tak ważnym dla chrześcijańskiego królestwa miejscu.

W tej sprawie chodzi o religijną interpretację zła, które jest realne, widoczne i, można powiedzieć, objawione. Kościół nawet dziś nie może odstąpić od uznania istnienia szatana. Byłoby to sprzeczne z teologiczną ideą zbawienia – najważniejszym celem istnienia Kościoła (ale zbaw nas ode złego! – słowa samego Jezusa).

Szatan pokazywał się światu jako smok, a wyraźnie czytamy o tym w Apokalipsie. A święci Pańscy, jak zabijali smoka, głosili egzorcystyczne formuły, a nawet bili go krzyżem po łbie.

Smocze kości zawieszono w pobliżu dwóch gotyckich rzeźb, a mianowicie nad płaskorzeźbą przedstawiającą niebiańskiego pogromcę smoka, czyli św. Michała Archanioła, oraz w pobliżu rzeźby św. Małgorzaty – równie ważnej postaci ze świata smoczych pogromów. To swoiste signum temporis. A sama katedra – symbol władzy chrystusowej, wyrosła na wzgórzu, pod którym mieszkał tenże smok. A smoki kojarzono w średniowieczu z szatanem.

Sw. Michał Archanioł walczy ze smokiem, katedra wawelska, fot. M. Sikorski

Smocza historia, choć sięgająca pogańskich czasów, mocno wpisuje się w religijny chrześcijański motyw walki ze złem. Wzgórze wawelskie, związane z panowaniem władców polskich, to teren, na którym jako pierwsze świątynie wystawiono dwa kościoły poświęcone bożym pogromcom smoków, czyli św. Jerzemu i św. Michałowi Archaniołowi[5]. W zamierzchłych czasach nad miejscem rzekomego smoczego mieszkania stała romańska świątynia, najprawdopodobniej pod wezwaniem rycerza smokobójcy św. Jerzego[6]. O tej świątyni pisał w XVII wieku uczony ksiądz krakowski Piotr Hyacinth Pruszcz: Także w Zamku ten kościół iest zaraz po przyjęciu Wiary Swiętey zbudowany[7], ale kilka wieków wcześniej, bo w XV stuleciu, wymienił te kościoły Hartmann Schedel w swojej słynnej Weltchronik[8]. Zapewne to nie był przypadek, lecz celowe nawiązanie do pogańskiej historii ze smokiem wawelskim, ale ideowo bliskiej chrześcijaństwu, mówiącej że smoki, niezależnie od epoki i miejsca, były złem, szatanem i diabłem – przeciwnikiem wiary chrystusowej (dopiero w czasach nowożytnych zaczęto mówić o smokach jako zwierzętach, ale ich szatańska przeszłość nie została do końca przekreślona). Krak, chociaż jeszcze nieochrzczony, uważany kiedyś za jednego z historycznych władców, pokonał smoka, czyli zło. W ten sposób przygotował teren do zasiania chrześcijańskiej wiary. To też nie był przypadek. Historia ze smokiem związana z miejscem władzy królewskiej, z ideą władcy pokonującego zło, została celowo podkreślona przez polskich kronikarzy. Kultura chrześcijańska szukała w różnych postaciach historycznych lub mitycznych protoplastów dla swoich wartości: w Sokratesie widziano bożego męża, w Platonie i Arystotelesie bliskich Bogu mędrców, a w Aleksandrze Macedońskim z woli Boga doskonałego władcę. Do tego schematu pasował nasz pogański Krak i jego smocze czyny.

Rzekome smocze kości na Wawelu – dziś turystyczna atrakcja, okazja do opowiadania o wawelskiej legendzie, zostały zawieszone nieprzypadkowo. Adam Mickiewicz napisał o zwyczaju wieszania kości na ścianach kościołów w sławetnym Panu Tadeuszu:

I to wiadomo także u starych Litwinów

(A wiadomość tę pono wzięli od rabinów),

Że ów zodyjakowy Smok długi i gruby,

"Który gwiaździste wije po niebie przeguby,

Którego mylnie Wężem chrzczą astronomowie,

Jest nie wężem, lecz rybą, Lewiatan się zowie.

Przed czasy mieszkał w morzach, ale po potopie

Zdechł z niedostatku wody; więc na niebios stropie,

Tak dla osobliwości jako dla pamiątki,

Anieli zawiesili jego martwe szczątki.

Podobnie pleban mirski zawiesił w kościele

Wykopane olbrzymów żebra i piszczele"[9].

Kościoły, szczególnie katedry w stolicach książęcych czy królewskich, wykorzystywano do manifestowania zwycięstwa nad wrogami, w tym nad szatanem. Czyniono to od średniowiecza aż po czasy nowożytne. W średniowieczu istniał zwyczaj wieszania w świątyniach wyprawionych skór krokodyli jako smoczych trofeów. Czynili tak rycerze powracający z wypraw krzyżowych[10].

Trofealne znaczenie rzekomo smoczych kości ma swój historyczny precedens. Otóż kronikarz Jan Długosz, autor tekstu o wawelskim potworze w swoich Rocznikach, ufundował w 1447 roku kościół w Raciborowicach i to pod wezwaniem smokobójczyni św. Małgorzaty. Był on przekonany o prawdziwości historii z wawelskim stworem. Z tego powodu dla upamiętnienia jego pokonania umieścił na ścianie kościoła rzekomo smocze kości (po kilku stuleciach okazały się one kośćmi prehistorycznego zwierzęcia, ale wiszą do dziś). Długosz wierzył, że są to kości smoka wawelskiego, które po eksplozji (po tym, jak go struto siarką i ogniem) zostały porozrzucane po całej krakowskiej ziemi.

Widok Wawelu, fot. M. Sikorski 
Jak na ironię losu historia smoczych kości odżyła kilka lat temu, ale w zupełnie innym miejscu. Na Lisowicach na Śląsku odkopano bowiem resztki prehistorycznego gada, które po zrekonstruowaniu całości pokazały wygląd zwierzęcia podobny do typowych historycznych wyobrażeń smoka. Z tej przyczyny na podstawie kości zrekonstruowanego gada nazwano smokiem wawelskim i odrodził się mit smoczych kości, lecz nie w wyobraźni religijnej, ale w paleontologii[11].

 

 



[1] K.Estreicher jednakże podkreślił, że istnieje inna wersja , a mianowicie, że są to kości przedpotopowych zwierząt , zob. K.Estreicher, Z powodu ikonografii,”Rocznik Krakowski”, t. 42, 1971, s. 87. Autor  ten powołuje się na uczonego i historyka A. Grabowkiego, który  w XIX wieku napisał, że to są to kopalne resztki potwornych  zwierząt , które zginęły w potopie, zob. A.Grabowksi, Kraków i jego okolice, Kraków 1866, s.115.
[2] E.M. Firlet, Smocza Jama na Wawelu, Kraków 1996, s. 115-116; M. Rożek, Kraków, czyli siódmy czakram ziemi. O tajemniczych osobliwościach tego miasta, Kraków 1999, s. 65-66.
[3] Zbadał to i ocenił w 1937 roku prof. Henryk Hoyer, zob. E.M. Firlet, Smocza Jama…,op.cit., s. 116.
[4] G. Rzączyński,  Auctuarium Historiae Naturalis Regni Poloniae…, Gedani 1745, s. 13.            
[5] K. Estreicher, op.cit., s. 88; Cz. Deptuła, op.cit., s. 63-91.
[6] Z. Pianowski, Z dziejów średniowiecznego Wawelu, Kraków 1980, s. 99, 160 oraz 96-98.
[7] P.H. Pruszcz, Kleynoty Stołecznego Miasta Krakowa albo Kościoły, y co w nich iest widzenia godnego
y znacznego
, Kraków 1745, s. 15 (pierwsze wydanie tego dzieła miało miejsce w XVII wieku).
[8] K. Pieradzka, Kraków w relacjach cudzoziemców X-XVIII wieku, „Rocznik Krakowski”, t. 28., 1937, s. 19.
[9] A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, Warszawa 1990, s. 216-217.
[10] B. Kurbis, Mistrza Wincentego Kronika Polska, Warszawa 1974, s. 57.
[11] Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii, Wyd. Sativa Studio 2012, s. 13-18.